Szczecin oniemiał

Szczecin oniemiał

„Szczecin dziękuje! Szczecin zaprasza! Szanowni Państwo, finał zlotu żaglowców The Tall Ships’ Races już za nami. Kilka dni święta żeglarskiego, które przerodziło się w święto miasta obudziło w nas radość i dumę. Byliśmy niewątpliwie świadkami jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Szczecina.”

Tak 14 sierpnia podsumowałem pierwszy finał światowego zlotu żaglowców w Szczecinie.

 

Zanim jednak mogłem napisać te słowa, działo się wiele. Pamiętne regaty 2007. Pierwsza edycja. Nadzieje. Obawy. Oczekiwanie. Finał odbył się między 4 a 7 sierpnia i był rzeczywiście wielkim wydarzeniem wbrew temu, co wieścili nam miejscy malkontenci. Dziś pewnie nikt nie będzie chciał przyznać się do siania defetyzmu, bo jak wiadomo sukces ma wielu ojców. Pamiętam jednak przewidywania klapy, katastroficzne scenariusze, zapowiedzi globalnego skandalu. Tak, tak. Taki był Szczecin, Anno Domini 2007. Dziś trudno w to uwierzyć, a jednak ten brak wiary w miasto, brak zaufania w swoje możliwości były wówczas jedną z głównych barier, czymś co chyba najbardziej przeszkadzało w pracy. Pamiętam, krytyczne artykuły, reportaże radiowe i telewizyjne z główną tezą „…jak to się nam nie uda”. Pamiętam tytuły, które krzyczały o tym, że nie damy rady i cytaty z zacnych liderów opinii, w stylu „Gó..no pływa wszędzie”!

Na forach można było znaleźć takie oto komentarze: "Dziwię się, ze pozostało zaledwie pół roku a: - Wały są nadal rozkopane" (rzeczywiście kładliśmy rurociąg w ramach wielkiej inwestycji związanej z budową oczyszczalni Pomorzany) "- w mieście nie widać materiałów promocyjnych - dworzec PKP jak obrzydliwy był tak jest nadal - drogi w centrum nadal są dziurawe."

Fakt było ciężko. Odziedziczyłem to wydarzenie po poprzednikach jesienią 2006 roku, z grubo zapóźnionym stanem przygotowań. Mieliśmy, jako nowa ekipa w urzędzie, de facto osiem miesięcy na to, żeby przygotować coś, czego Szczecin jeszcze nie widział. Więcej my sami nie do końca byliśmy świadomi skali tematu, z jakim będziemy się mierzyć. Stąd, trzeba oddać prawdę, było sporo potknięć. Jak choćby to z tzw. gwiazdą. Wszyscy wyczekiwali na to, kto wystąpi na scenie głównej tego finału. Nazwiska przewijały się różne, a wokół nich oczywiście dyskusja. Wśród gwiazd wymieniało się Stinga z The Police, Santany (ale ten odwoływał swoje koncerty z powodu choroby), była też mowa o Rick’u Wakeman’ie z Yes. Była też słynna wpadka z Ace of Bace. Po nieoficjalnej zapowiedzi, jakoby mają zagrać w Szczecinie, Szwedzi oficjalnie się od tego odcięli. Oj rzeczywiście działo się wtedy. To wówczas, na potrzeby tych niekończących się kryzysów komunikacyjnych PR’owcy wykuli hasło, które przetrwało przez dwie kolejne edycje tego wydarzenia, że przecież… „Musimy mieć na uwadze, że głównymi gwiazdami powinny być żaglowce”. 

Ostatecznie w finałowym koncercie wystąpili Kubańczycy z Buena Vista Social Club. Były też Hity na Czasie, radiowy format, za który nas krytykowano, ale ludziom podobał się bardzo, a i Szczecin wyglądał przepięknie w telewizyjnej relacji z tego widowiska. Była scena szczecińska, z występami Hey’a i Pogodna. A regaty wygrali: w kategorii A: 1. "Christian Radich" (Norwegia, pierwsze ogólnie), w kategorii B: 1. "Helena" (Finlandia) w kategorii C: 1. "Dar Szczecina" (Polska, drugie ogólnie), w kategorii D: 1. "Rona II" (Wielka Brytania).

Wydarzenie gościło na Wałach Chrobrego oraz, pierwszy raz, na otwartej wówczas dla masowej publiczności Łasztowni, kilkaset tysięcy ludzi każdego dnia. Według naszych szacunków przez cztery dni tamtego finału teren imprezy odwiedziło około 1,5 miliona osób. To było nie do wiary. Ja sam do końca życia zapamiętam chwilę, jak idąc z gościem z Warszawy spacerem na Wały Chrobrego, od strony ulicy Małopolskiej próbowałem opowiedzieć mu o co chodzi w naszej imprezie. I opowiadałem tak, aż dotarliśmy na koronę Wałów, a on stanął i zaniemówił widząc to wszystko co dzieje się nad Odrą. Żaglowce, morze ludzi, ruch łódek na wodzie, muzyka...

Ta sytuacja była inspiracją do tytułu „Szczecin oniemiał” oraz całych podziękowań, które wystosowałem podsumowując wydarzenie.   

( ….) finał zlotu żaglowców The Tall Ships’ Races już za nami. Kilka dni święta żeglarskiego, które przerodziło się w święto miasta obudziło w nas radość i dumę. Byliśmy niewątpliwie świadkami jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Szczecina.”

Tak 14 sierpnia podsumowałem pierwszy finał światowego zlotu żaglowców w Szczecinie. Był on dla nas inspiracją, a także wyzwaniem na przyszłość. Serdecznie dziękuję wszystkim mieszkańcom i naszym gościom za tak gorące przyjęcie żeglarzy. Szczecinianom i wszystkim, którzy przybyli do naszego miasta z okazji finału The Tall Ships’ Races szczególnie dziękuję za stworzenie wspaniałej i niezapomnianej atmosfery.

Często mówię, że to wydarzenie będzie wspominane jako jedno z tych, które ukształtowało Szczecin jaki dziś znamy. Od niego zmieniło się wiele, żeby nie powiedzieć - wszystko. Uwierzyliśmy w siebie, w swoje miasto, zobaczyliśmy jak piękny może być Szczecin. Byliśmy na ustach całej Polski i połowy świata, tego żeglarskiego, ale świata! Później zrobiliśmy jeszcze trzy wydarzenia z cyklu Tall Ships Races i zostaliśmy pierwszym miastem w historii, które po raz czwarty otrzymało prawo zorganizowania tego wydarzenia w 2021 r.

Ps.

Piszę te słowa w niedzielę 30 maja, w trakcie trwających od tygodnia negocjacji w sprawie tego czy finał TTSR 2021 odbędzie się. Z wyścigu wycofały się dwa porty. Wszystko w związku z covidową pandemią. Organizator poważnie zastanawia się nad odwołaniem tegorocznego wydarzenia. Mnie też ta myśl jest bliska, bo szkoda psuć renomę szczecińskiego finału TTSR, szkoda pięknych wspomnień, bo ta impreza, z przyczyn od nas niezależnych, może wyglądać inaczej. A i rację mają Ci, którzy mówią, że w tych pandemicznych czasach trzy razy zastanowić się trzeba, żeby nie narażać ludzi na niebezpieczeństwo.  Na dniach okaże się jakie będą decyzje. Wiem jednak, że co by się nie działo poradzimy sobie, tak samo jak w 2007 roku!

Po prośbie

Po prośbie

Potocznie mówiąc, „pozostaję w temacie” kartek. Tym razem to jednak ja na kartce zapisałem kilka najważniejszym dla miasta spraw. 

Zredagowałem listę i udałem się z nią do innego ważnego polityka, który i sejmowe i europejskie kariery do dziś dnia robi. Kiedy szedłem do niego po prośbie rozdawał tzw. polityczne karty w Szczecinie, a niektórzy mówili nawet, że w Warszawie i całej Polsce. Dygresja – zawsze zastanawiało mnie, dlaczego Ci wszyscy rozdający, pochodzący ze Szczecina, tak mało mogli pomóc w naszych sprawach tutaj. Myślę sobie, że wszyscy tak skłóceni ze sobą nie mogli wznieść się ponad partyjne obyczaje, żeby coś dla nas, tu na dole załatwić. Nie lubię tego słowa „załatwić”, no ale sam też poszedłem „załatwiać”, bo inaczej się nie dało. Żeby było jasne, uprzedzając zakończenie, finalnie i tak się nie dało.

Wracam do kartki. Spisałem na niej 10 punktów. Sprawy, które warto wesprzeć w Szczecinie dzięki dobremu słowu w stolicy. Dodać trzeba, że polityk ów reprezentował wówczas rządzącą frakcję, co dawało nadzieję, że takie tematy jak:  zachodnia obwodnica Szczecina, przejęcie przez miasto zrujnowanych terenów na Łasztowni albo nadodrzańskich nabrzeży przy Wałach Chrobrego da się „załatwić”. Tu jednak przychodzi zaskoczenie, naiwność, niesmak, że przez wiele lat różnych rządów, nic w tych tematach nie mogło się ruszyć. Mimo obietnic, przypominania, lobbowania, telefonów, rozmów i uzgodnień i tym razem nic. Ta niemoc lub niechęć do pomocy jest tak samo przykra, jak to co później usłyszałem z ust prominentnego zausznika partii rządzącej, który w  wywiadzie  telewizyjnym powiedział w przybliżeniu coś takiego: „…bulwarów nie można przekazać miastu, bo jak są państwowe to są polskie, a jak będą miasta, to nie wiadomo”.

No i bulwary zostały państwowe, z obskurną trylinką rodem z dawno minionych czasów, tak jak zostałem ze swoją kartką, życzeń dla Szczecina. 

 

O tym, jak mi jeden kartkę przyniósł

O tym, jak mi jeden kartkę przyniósł

Ta historia jest o tym, jak wkraczałem w bezwzględny świat… polityki?! Uśmiecham się, bo śmiesznie ta „polityka” brzmi w lokalnym, miejskim wydaniu.

Pojawił się pewnego popołudnia, prosząc o spotkanie w sprawach, które nie mogą czekać ani chwili dłużej. Znany i wciąż, ku memu zdziwieniu, aktywnie uczestniczący w naszym życiu polityk przyniósł kartkę. To znaczy listę zwolnień i awansów. Oczekiwanie było proste, jesteś prezydentem to zmieniasz urząd i wszystko dookoła. „Tego zwolnij, bo z komuny, tego przyjmij, bo nasz”, inny jeszcze bardziej nasz, więc awansuj. A tamten nie pasuje.  A wszystko to spisane na kartce.

Wytrzeszczam oczy. Wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Patrzę na tę kartkę i nie wiem co powiedzieć. To takie pierwsze uderzenie między oczy, inaczej mówiąc, coś po czym można się nie podnieść. On dociskał, że tak trzeba, że tak się robi, a ja siedziałem i słuchałem. Nawet nie pamiętam, co wówczas odpowiedziałem. Intuicyjnie – bo na tak zwany zmysł polityczny było zbyt wcześnie – poprosiłem o tę kartkę, a tenże wręczył mi ją.

Dziś patrzę na nią czasem, widzę ludzi którzy mieli być zatrudnieni, kto za kogo i tak myślę sobie jak potoczyłaby się historia, gdybym wtedy to polecenie wykonał?

 

Przywilej to czy przekleństwo

Przywilej to czy przekleństwo

Zacznę od tego, że patrząc za siebie mimo wszystko, wciąż myślę o przyszłości. Inaczej mówiąc, nie da się planować przyszłości, bez doświadczeń z historii. Niby bezdyskusyjne, kiedy jednak obserwuję  wysyp pomysłów na lepsze życie, które pojawiają się z potrzeby chwili, żeby z kolei po chwili zniknąć. Myślę sobie, że wcale nie jest to takie oczywiste. 

Wciąż czuję się młodo. Kiedy jednak spojrzę za siebie dochodzę do wniosku, że mam doświadczeń na obdzielenie wielu z Was. Przywilej, przekleństwo czy może zwyczajna rzecz w życiu młodego prezydenta. Schodząc z tego filozoficznego tonu, chcę powiedzieć, że widziałem nie jedno, uczestniczyłem w wielu sytuacjach. Były wesołe, zdarzały się podniosłe,. No i bywały ponure. Zresztą te jakoś szczególnie bywają zapamiętane. Mam też wrażenie, że te historie najbardziej są pożądane przez opinię publiczną, ale chcę wierzyć, że to tylko skrzywienie zawodowe….

Z zasady nie ujawniam, personaliów, bo mało to grzeczne, a i promocji osobom przysparzać nie chcę. Wszystkie jednak moje historię mają swoje potwierdzenie w faktach albo dowodach. Tak ja ta o polityku, który przyniósł mi kartkę, z wykazem tych co do zwolnienia oraz kandydatami na ich miejsce i do awansu…